Restan

"Zawsze dobrze się tam bawiłem wiadomo swoje musisz odstać"

"Totalne zadupie, beznadziejny wjazd, czas oczekiwania na wejście wydaje się nie mieć końca, ludzie marzną na zewnątrz czekając aż w końcu nadejdzie ich kolej, jak już są darmowe wejściówki, to wpuszczają tak mozolnie, że mało kto zdąży wejść przed 22.00. Człowiek jedzie tyle na imprezę tylko po to, żeby postać w kilometrowej kolekcje i zdać sobie sprawę, z tego, że traci tylko swój cenny czas."

"Na totalnym zadupiu, w środku niczego, znajduje się całkiem ładny z zewnątrz budynek, mieszczący dumnie nazwany dyskoteką lokal. W środku zimno (jest zima, to musi być zimno), połowa sali to naćpana patologia, druga połowa to najebana patologia. Pół sali to eufemizm, bo wielką estymą się lokal chyba nie cieszy. DJ ssie. Dość powiedzieć, że puszcza na zmianę disco polo, hity w rodzaju policemana i głucha noc, a także przebrzmiałe w zeszłej dekadzie techno. Drze ryja do mikrofonu, choć i tak nikt go nie rozumie. Słowem: dramat."

"Typowo wiejski klub. Najbardziej charakterystyczne dla tego klubu jest działanie w rytm świąt katolickich. Czyli w okresie postu klub jest zamknięty. W inne święta w które katolicyzm zabrania imprez ten klub również nie działa. Nie znam żadnego innego klubu w Polsce, który dawałby namiastkę państwa wyznaniowego pod rządami Watykanu tak jak klub Restan we wsi Krzeczowice. Poza tym mało miejsca na parkingu mimo, że to wioska. Ludzie parkują czasem nawet przy rowach, gdzieś pod płotami sąsiednich domów itp. W środku często towarzystwo typowo wiejskie. Buraczane jak na potańcówce w Koziej Wólce. Oczywiście w środku tez mało miejsca. Ale ochrona spełnia swoje zadanie i przepędza skutecznie napitych lokalnych kogucików walczących o swój honor z kogutem z sąsiedniej wioski."