TOZ Wrocław - Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami Żeromskiego 56, Śródmieście, 50-312 Wrocław, Dolnośląskie

"Macie 3x w tygodniu przez 2h otwarte. 3ci raz nie mogę się dodzwonić, jakaś kpina."

"Odział otwarty tylko przez 2 godziny przez 2 dni w tygodniu to jakaś kpina. Telefonowałam co kwadrans w sprawie przetrzymywanego w zamknięciu i głodzonego psa, oczywiście nikt nie odebrał."

"A ja już drugi rok przekazuję 1 % z podatku i nie wierzę złym opiniom o tej organizacji, w końcu społecznej. Tam działają wolontariusze a nie ludzie na etatach."

"Nie polecam kontaktów z tą organizacją ani przekazywania im np. 1%. W styczniu dwukrotnie zgłaszałam sprawę wyjącego psa i zero reakcji. Wiem, że można działać społecznie, mieć mnóstwo innych ważniejszych interwencji ale mija trzeci miesiąc a sprawą nikt się nie interesuje. Nikt też nie odpowiada na maila. Wydawało mi się że po o działacie aby pomagać zwierzętom. Nie wiem co się dzieje z tym psem, ale jeżeli on ciągle wyje bo jest np. głodzony?"

"07.10.17 ok. godziny 9:00 przyjechała donas pseudofunkcjonarjuszka (TOZ) wtargneła na prywatny teren i zażądała okazania psa my zażądaliśmy legitymacji oraz wyjaśnienia co ona robi na naszym podwórzu niepokazała żadnych dokumentów żadnego pisma anie niespożadziła protokołu tylko powiedziała "jestem funkcjonarjuszką towarzystwa opieki nad zwierzętami dostaliśmy anonimowy donos że państow posiadają chorego psa ktury niejest leczony" a pies w międzyczasie uciekł przez dziure w płocie złapała go na dole ulicy. pies panicznie się darł i próbował uciec zabrała ukochanego pieska autystycznemu dziecku pies spędził z nami 13 lat tak się kończy kiedy chcesz uratować chorego psa przed byciem wciągniętym pod szorowaczke chodziliśmy po okolicy i pytaliśmy czyi to pies nikt się niezgłosił kto by chciał psa kaleke więc go przygarneliśmy a teraz po 13stu latach przyjechała kobieta wrzuciła psa do auta i bez słowa gdzie go zabiera co się z nim stanie ani kim jest następnie sie okazało że ten anonimowy donos został złożony przez nienawidzącą sąsiadke na tej ulicy kiedyś chłopak wrzucił 3miesięczne kociątko do rottweiler sąsiada efektu niemusze opisywać potem zastanawialiśmy się dlaczego nasz kotek jest osłabiony nagle zaczął wymiotować krwią potem upadł na ziemie zaczął się trząść potem się zatrzymał chcieliśmy je obudzić ale okazało się że zwierze umarło a potem sąsiadka z uśmiechem na twarzy powiedziała "co gdzie jest wasz szkodnik czyżby mu się zdechło?" mało co nie doszło do rękoczynów potem drugi kot zniknął na 3 dni a 4 tasama wariatka powiedziała że widziała jak nasz kot został potrącony przez osobówke i nie mogła patrzeć jak cierpi to skróciła jego cierpienie zamiast zamykać takie osoby to jeszcze się na jej zlecenia zabiera ukochanego psa"